Tuesday 3 May 2016

Puka ktoś, więc pytam "kto tam"

"...ale dlaczego?" Pyta mąż kiedy mu mówię, że zamieniłam się parkingiem z nowym sąsiadem. Odpowiadam mu więc, że jego Defender za Chiny Ludowe nie mieści sie we wjeździe do jego parkingu, że stawia go w pełnym słońcu(Cypryjskim słońcu jakby tego bylo mało), że klimatyzacji nie ma, że nam to wsio ryba czy kużwa z prawej czy z lewej, na koniec myślę sobie"a czemużby psia krew nie?". Dlaczego nie zejść ze swojej drogi, jak to ładnie mówią Anglicy i nie zrobić czegoś bez żadnego ukrytego powodu? Choćby w kolejce. Ilekroć widzę człowieka co staje na końcu kolejki, gdzie każdy przed nim ma wózek po brzegi wypełniony a ten biedak z mlekiem i chlebem posłusznie za nimi czeka wołam go przed siebie. Jakąś taką mam nadzieję, że to "pójdzie dalej". Najlepiej widać to w korku. Wpuszczasz kogoś z bocznej ulicy i najczęściej on zaraz też kogoś "puści" a potem tamten "puszczony" znowu kogoś i od razu milej, szybciej i fajniej to idzie. A jednak to pytanie "ale po co?" pada. I to często. Dziewczynie zabrakło 80 eurocentów zostawiła przy kasie dynię. Kiedy przyszła moja kolej wzięłam też nieszczęsną dynię i dogoniłam koleżankę na parkingu. Zdziwiona wzięła reklamówkę i poszła dalej uśmiechając się pod nosem. Czy mi ubyło? Raczej nie. Czy świat uratowałam? No też nie, ale ktoś się uśmiechnął. Być może poczuł się u siebie (bo to nie byla tubylcowa). Był taki tydzień tej zimy, że nawet Cypr zamarzł. Wiało jak w kieleckim, mroźnym wiatrem od jedynej góry jaką tu mamy. Wiozę mamę do domu, mijamy chłopaka na rowerze. Bez rękawiczek. Łapy czerwone jak żarówki w burdelu. Minęłam go i zaraz potem myśl. Weź mu daj swoje. Samochodem jedziesz, aż tak ci nie są niezbędne. Zawracam, matka patrzy na mnie z miną dr.House'a. Jeszcze zanim go dogonię myślę sobie, że może nie weźmie, bedzie mu głupio. Przypomina mi się kiedy jako 7 latka wybrałam się zimą (w Polsce) do sklepu bez rękawiczek, wyłam całą drogę do domu czyli jakiś kilometr. Potem 15 min trzymałam dłonie pod lodowatą wodą, żeby odmarzły. Chyba będzie głupi jak nie weźmie. Zatrzymałam go i podałam mu parę rękawiczek z dyskontu. Uśmiechnął się podziękował i popruł dalej. No, Ziemia wciąż kręci się w tym samym kierunku. Nie wybuchł mi nad głową balon ze złotym konfetti. Ale chłopak szybciej dojechał do domu i na pewno lepiej.  Takich okazji  jest setki.  Zawsze mozna coś zrobić. Petycję jakąś podpisać, podrzucić kogoś do domu, bo siatkę ciężką niesie, nie zadeptać dozorczyni świeżo umytej podlogi, podnieść coś co spadło, zanieść kotom pod blok trochę jedzenia. Zejść ze swojej drogi. Na chwilę tylko, bo nic się nie traci a nuż po dłuższym spacerze bedzie się lepiej spało😉

6 comments:

  1. Kama, jesteś wielka! Takie drobne gesty życzliwości nic nas nie kosztują, a jednak wielu z nas do głowy nie przyjdzie, że tak można. Ludzie wszystko przeliczają na pieniądze. Jak robisz coś za darmo, bezinteresownie, to jesteś frajer. Ja mam dokładnie takie podejście jak Ty. Staram się być życzliwa, nie patrzeć wilkiem na innych. I wierzę, że dobro powraca. Prędzej czy później.

    ReplyDelete
  2. Dziękuję ci dziewczyno! Tak tu zawsze ze mną jesteś. Czesto piszę. Rzadko publikuję. Ale dzięki twoim komentarzom tak mi raźniej. Staram się nie urazić, ale jak mi co do tej głowy wpadnie...Wiem, że ten mój język czasem ciężki, ale udawać nie mogę. Dziękuję ci jeszcze raz.

    ReplyDelete
  3. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  4. A ja dziś sąsiadce zaniosłam sadzonki pomidorów, ot tak z serca. Pozdrawiam :-)

    ReplyDelete
  5. To będą najsłodsze pomidory na świecie. Ściskamy! xx

    ReplyDelete
  6. Lubię schodzic z drogi, uśmiechnąć się, zagadać w autobusie, w kolejce przepuścić. Często mówię, że robię to bardziej dla siebie, bo fajniej mi z tym uczuciem

    ReplyDelete