Friday 1 September 2017

...ale wkoło jest wesoło.

Pomalowałam pazury, na krwistoczerwony. Tak, tak, jak należy wygładziłam, zbazowałam pomalowałam i zabezpieczyłam. Zaraz po tym naszła mnie myśl: Co teraz? No co, garnki pozmywam, a jak. Inaczej po co bym te pazury malowała. Jak już pozmywałam, to poszłam do łazienki po krem do rąk, co by się nie wysuszyły od taniego płynu z dyskontu za euro dwadzieścia za 4 litry. Jak już poszłam do tej łazienki to spojrzałam w lustro, a to lustro upstrzone Kuby pastą do zębów, oral B. Niebieską. To wytrę. No jak tu nie wytrzeć. Ale ale... Lustro ma półeczki, a na półeczkach- kurz! A to też wytrę. Jak już lustro wytarłam to i półeczki wytrę. O, szmatka mi spadła. No i jak mi ta szmatka spadła to się okazało, że Kuba znowu do kibla nie trafił. No przynajmniej mam nadzieję, że to Kuba. Te młode siki jakoś rażniej tak ścierać. Zresztą to niechcący. To i deskę odkręciłam, bo to i pod też pewno wpadło, nie myliłam się  jak zwykle. Jak już tę muszlę umyłam, co bynajmniej nie szumiała jak Morze Śródziemne to uciekłam do kuchni. No tu już pozmywałam to będę bezpieczna. Ale skąd. Zara się okazało, że płyta indukcyjna zachlapała się od jajek na miękko, cośmy je na śniadanie gotowali, trza umyć, wszakże to nie nasza a wynajęta, jak całe mieszkanie zresztą. To umyłam. I jak skończyłam to się okazało, że podłogę zachlapałam. Przecież nie  zetrę niepozamiatanej podłogi. To pozamiatałam, poodkurzałam, nawet pod tym chodnikiem co od 3 miesięcy nikt pod niego nie zaglądał. I wtedy umyłam. A jak już skończyłam z tą podłogą to się okazało, że pralka też skończyła. Prać. A że wiatr był nie lada to i pył się na balkonie zebrał, to przeż nie powieszę prania w tym pyle co co wiatr dmuchnie to się podnosi. To żem zamiotła i zmyła.  Jak już skończyłam z balkonową podłogą i praniem to się okazało, że to czas jest by psa nakarmić i wyprowadzić. Tak też się stało. I jak wróciłam z tego spaceru tom się schowała w tej odszorowanej łazience z butelką wina, chwała Bogu czy tam Najwyższej Inteligencji, czy jak zwała tak zwał za butelki wina z nakrętką, bo jakbym jeszcze miała po korkociąg wyskoczyć to nie wiem na czym by się skończyło.... Piszę więc do was z tejże umytej podłogi w łazience, to by było na tyle z mojego Dnia Wolnego. Mąż za to zdążył się schlać wraz z moim bratem już o 1 po południu i cały ten czas zażywał kojącego snu.
Pozdrawiam...

1 comment:

  1. Haha. Moje wolne czwartki tez tak wyglądały, tu podniosłam, tam zamiotlam, gdzie indziej starłam, a teraz po ponad trzech tygodniach w Polsce u mamy, jakoś lżej mi wszystko idzie i cieszy, że uszczelki w zmywarce czyste, chodniczki z łazienki wyprane i drobiazgi dopracowane :)

    ReplyDelete